czyli teraz w deklaracji dostępności mam wymienić wszystkie błędy występujące na stronach..., ciekawe co ten pomysł miał dać w zamyśle? zawstydzić? wykazać że jak już mam znaleźć i wymienić błędy to prościej będzie je naprawić?
To może się sprawdzi przy kilku błędach, przy kilkuset właściciele stron znajdą obejście.
Pierwszy pomysł na bazie głównego algorytmu działania dyrektora biblioteki w której pracowałem (co nam grozi za niezrobienie tego) spowoduje olanie wytycznych. Kary są za brak deklaracji a nie za brak zgodności deklaracji z ostatnimi warunkami technicznymi.
Dodatkowy cymesik, jeśli zachowam strukturę deklaracji to przy stu brakujących opisach alternatywnych do grafik, dwudziestu nieopisanych tabelach i trzydziestu stronach z wadliwym playerem video życzę miłego przeklikiwania się do treści zamieszczonych poniżej listy błędów np. dostępności architektonicznej.
Moim zdaniem tu chodzi o podanie istotnych informacji, a nie wymieniania wszystkich możliwych błędów. Ten wykaz też jest, ale w raporcie z przeglądu. Natomiast trzeba podać te informacje, które pomogą zdecydować, czy stronę lub aplikację da się obsłużyć.
W języku badań dostępności, nie tylko cyfrowej, istnieje pojęcie kluczowych funkcji. To one muszą być dostępne. Jeżeli ktoś publikuję mapę inwestycji dofinansowanych ze środków UE, to te informacje muszą być dostępne. Brak jakiegoś altu nie stanowi problemu. Nauczyłem się jednak, że w Polsce papier jest ważniejszy od rozsądku. Wynika to głównie z tego, że większość ludzi ma wywalone, a inni o tym wiedzą i szukają dupochronów. Ten szef biblioteki ma wywalone, a znajdowanie obejść to właśnie dupochrony. No ale na to już nikt nie poradzi.
czyli teraz w deklaracji dostępności mam wymienić wszystkie błędy występujące na stronach..., ciekawe co ten pomysł miał dać w zamyśle? zawstydzić? wykazać że jak już mam znaleźć i wymienić błędy to prościej będzie je naprawić?
To może się sprawdzi przy kilku błędach, przy kilkuset właściciele stron znajdą obejście.
Pierwszy pomysł na bazie głównego algorytmu działania dyrektora biblioteki w której pracowałem (co nam grozi za niezrobienie tego) spowoduje olanie wytycznych. Kary są za brak deklaracji a nie za brak zgodności deklaracji z ostatnimi warunkami technicznymi.
Dodatkowy cymesik, jeśli zachowam strukturę deklaracji to przy stu brakujących opisach alternatywnych do grafik, dwudziestu nieopisanych tabelach i trzydziestu stronach z wadliwym playerem video życzę miłego przeklikiwania się do treści zamieszczonych poniżej listy błędów np. dostępności architektonicznej.
Moim zdaniem tu chodzi o podanie istotnych informacji, a nie wymieniania wszystkich możliwych błędów. Ten wykaz też jest, ale w raporcie z przeglądu. Natomiast trzeba podać te informacje, które pomogą zdecydować, czy stronę lub aplikację da się obsłużyć.
W języku badań dostępności, nie tylko cyfrowej, istnieje pojęcie kluczowych funkcji. To one muszą być dostępne. Jeżeli ktoś publikuję mapę inwestycji dofinansowanych ze środków UE, to te informacje muszą być dostępne. Brak jakiegoś altu nie stanowi problemu. Nauczyłem się jednak, że w Polsce papier jest ważniejszy od rozsądku. Wynika to głównie z tego, że większość ludzi ma wywalone, a inni o tym wiedzą i szukają dupochronów. Ten szef biblioteki ma wywalone, a znajdowanie obejść to właśnie dupochrony. No ale na to już nikt nie poradzi.