Jeżeli stajesz przed decyzją zatrudnienia specjalisty od cyfrowej dostępności, to równocześnie stajesz przed zadaniem. Musisz stwierdzić, kto jest takim specjalistą. To nie jest trywialne.
pisze Pan do osoby stającej przed decyzją zatrudnienia takiego specjalisty, a ja z wypiekami na twarzy czytam to z perspektywy osoby, która kiedyś za takiego specjalistę chciałaby być uważana.
Przekopywałam Internety wzdłuż i wszerz szukając rzetelnej, polskiej certyfikacji, która nie będzie "papierkiem za słuchanie webinaru" - bez skutku. Najlepsze co znalałam to 5-dniowe szkolenie realizowane przez Widzialni.org, ale cena chwilowo przytłacza.
Co do rynku zagranicznego, jestem w trakcie przechodzenia przez kurs Trusted Tester, który wychwalają ludzie z Kinaole - ale za to Pan o nim nawet nie wspomniał, co lekko mnie zdemotywowało. Wiem, że nie jest on wybitny (no cóż, za to darmowy), ale już jakieś pierwsze pojęcie o możliwym podejściu do testowania dostępności cyfrowej daje.
Jak na razie pozostają mi więc dalsze małoskalowe treningi audytowania dostępności (na własne potrzeby) podczas klasycznego testowania stron www, jakie wykonuję zawodowo. No i może wkrótce zdecyduję się na tych Widzialnych, ale chyba najpierw musiałabym mieć realną perspektywę tego, że ktoś takiego kursu ode mnie będzie oczekiwał i że ich "glejt" jakkolwiek będzie znaczący i rozpoznawalny w Polsce.
Trusted testers jest OK, tylko to jest bardzo wąskie. Tam jest fajna koncepcja robienia egzaminu, więc zachęcam do kontynuowania. To całe audytowanie nie jest takie trudne, a tylko pracochłonne i żmudne. Stefan Wajda przetłumaczył materiały TT na polski, ale nie umiem teraz ich znaleźć. Muszę go dopytać. I proszę się nie zrażać:)
Jacku, poruszyłeś temat, który mnie ostatnio dość mocno nurtuje. Pierwsze szkolenie/kurs z dostępności zrobiłem 10lat temu. Później jeszcze chyba ze 3, kończące się certyfikatami i po ostatnim już więcej nie widzę sensu. Lubię to, czytam, rozmawiam, stosuję w praktyce (to chyba jeden z najlepszych sposobów na zdobycie umiejętności) ale ostatnio zostałem spytany o potwierdzenie mojej wiedzy (zakładam, że już jakąś posiadam) i... właśnie. Czy certyfikat uzyskany po 3-dniowym szkoleniu robi z kogokolwiek specjalistę. Czy taki papierek (a właściwie jego cyfrowa postać) może być traktowany jako podstawa do określenia kogoś specjalistą? Tym bardziej, że sam mam kiepskie z tym doświadczenie, kiedy ktoś podpisujący się "Specjalista ..." wysyła mi raport z audytu wyglądający jak przepisany z jakiegoś automatu.
Może czas na jakiś "prawdziwy" certyfikat... (choć ciągle jakoś w tym sensu nie widzę)
Ja uważam, że taka certyfikacja jest nam potrzebna. Dlatego poruszyłem ten temat. O tym ZSK napisałem, bo jestem współautorem kilku opisów kwalifikacji i mam poczucie zmarnowania czasu. Tym bardziej jestem zdziwiony, że w Polsce uwielbiamy papierki z ieczątkami. Będę ten temat kontynuował, bo chyba warto. Zachęcam do pogrzebania w ZSK, bo może to jest właśnie to.
Panie Jacku,
pisze Pan do osoby stającej przed decyzją zatrudnienia takiego specjalisty, a ja z wypiekami na twarzy czytam to z perspektywy osoby, która kiedyś za takiego specjalistę chciałaby być uważana.
Przekopywałam Internety wzdłuż i wszerz szukając rzetelnej, polskiej certyfikacji, która nie będzie "papierkiem za słuchanie webinaru" - bez skutku. Najlepsze co znalałam to 5-dniowe szkolenie realizowane przez Widzialni.org, ale cena chwilowo przytłacza.
Co do rynku zagranicznego, jestem w trakcie przechodzenia przez kurs Trusted Tester, który wychwalają ludzie z Kinaole - ale za to Pan o nim nawet nie wspomniał, co lekko mnie zdemotywowało. Wiem, że nie jest on wybitny (no cóż, za to darmowy), ale już jakieś pierwsze pojęcie o możliwym podejściu do testowania dostępności cyfrowej daje.
Jak na razie pozostają mi więc dalsze małoskalowe treningi audytowania dostępności (na własne potrzeby) podczas klasycznego testowania stron www, jakie wykonuję zawodowo. No i może wkrótce zdecyduję się na tych Widzialnych, ale chyba najpierw musiałabym mieć realną perspektywę tego, że ktoś takiego kursu ode mnie będzie oczekiwał i że ich "glejt" jakkolwiek będzie znaczący i rozpoznawalny w Polsce.
Pozdrawiam!
Trusted testers jest OK, tylko to jest bardzo wąskie. Tam jest fajna koncepcja robienia egzaminu, więc zachęcam do kontynuowania. To całe audytowanie nie jest takie trudne, a tylko pracochłonne i żmudne. Stefan Wajda przetłumaczył materiały TT na polski, ale nie umiem teraz ich znaleźć. Muszę go dopytać. I proszę się nie zrażać:)
Pełne repozytorium tekstów Stefana o testach jest tutaj: https://testy.lepszyweb.pl
A konkretnie o Trusted Tester tu: https://testy.lepszyweb.pl/zaufany-tester
Jacku, poruszyłeś temat, który mnie ostatnio dość mocno nurtuje. Pierwsze szkolenie/kurs z dostępności zrobiłem 10lat temu. Później jeszcze chyba ze 3, kończące się certyfikatami i po ostatnim już więcej nie widzę sensu. Lubię to, czytam, rozmawiam, stosuję w praktyce (to chyba jeden z najlepszych sposobów na zdobycie umiejętności) ale ostatnio zostałem spytany o potwierdzenie mojej wiedzy (zakładam, że już jakąś posiadam) i... właśnie. Czy certyfikat uzyskany po 3-dniowym szkoleniu robi z kogokolwiek specjalistę. Czy taki papierek (a właściwie jego cyfrowa postać) może być traktowany jako podstawa do określenia kogoś specjalistą? Tym bardziej, że sam mam kiepskie z tym doświadczenie, kiedy ktoś podpisujący się "Specjalista ..." wysyła mi raport z audytu wyglądający jak przepisany z jakiegoś automatu.
Może czas na jakiś "prawdziwy" certyfikat... (choć ciągle jakoś w tym sensu nie widzę)
Ja uważam, że taka certyfikacja jest nam potrzebna. Dlatego poruszyłem ten temat. O tym ZSK napisałem, bo jestem współautorem kilku opisów kwalifikacji i mam poczucie zmarnowania czasu. Tym bardziej jestem zdziwiony, że w Polsce uwielbiamy papierki z ieczątkami. Będę ten temat kontynuował, bo chyba warto. Zachęcam do pogrzebania w ZSK, bo może to jest właśnie to.
Oczywiście, że jest potrzebna. Dzięki zza odpowiedź, popatrzę na ZSK