Na początek ostrzeżenie. To będzie zupełnie inny Dostępnik, niż zazwyczaj. Może Ci zepsuć humor i rozczarować. Wypełniony jest goryczą, którą musiałem jakoś wylać, a Dostępnik to miejsce, gdzie mogę takie rzeczy pisać. Nie znajdziesz tu podpowiedzi, jak zapewnić dostępność, czego unikać przy projektowaniu i ogólnie dobrych rad. Znajdziesz marudzenie starego dziada, któremu nie podobają się różne rzeczy. Dlatego zachęcam Cię do przewinięcia na koniec, bo tam są jakieś linki ode mnie, które tak gorzko nie smakują.
W tym tygodniu rozmawiałem z 2 osobami i te rozmowy nie dają mi spokoju. Pierwsza była w poniedziałek i trwała bardzo długo. Drugą rozmowę odbyłem we wtorek, bo miałem ogromną potrzebę upewnić się, że jestem frajerem. No i jestem, ale przynajmniej świadomym frajerem. A ja lubię mieć wyjaśnioną sytuację, bo puzle pasują do siebie.
Od pewnego czasu intrygowały mnie różne wydarzenia i wypowiedzi w kontekście dostępności. Nie umiałem sobie połączyć kropek i dopiero poniedziałkowa rozmowa wyrysowała mi linie. I obrazek narysowany tymi liniami wcale mi się nie podoba.
Bardzo dużo pieniędzy jest obecnie przeznaczane na dostępność. Nie mam chęci tego śledzić i liczyć, ale wystarczy mi to, o czym wiem. Tylko że te pieniądze są wydawane bardzo dziwnie i to na wielu poziomach.
Kiedy w grudniu 2022 roku byłem na konferencji w Lublinie, na początek przemawiali ważni ludzie. Każde z nich mówiło, ileż to miliardów już poszło na dostępność. I każde z nich podawało inną liczbę. A ja na studiach nauczyłem się, że wskaźnik nakładu jest najgorszym ze wskaźników, bo niczego nie mówi. Wiemy, że na coś wydaliśmy okrągły milion, ale czy to dużo, czy mało? Czy chatbot za 10 milionów to dużo, czy mało?
Teraz to wszystko działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Kolejne przetargi, projekty, konkursy, granty. A wokół tego powstał rynek dostępności, opanowany przez różnej maści cwaniaków. Jakieś firmy z lasu zbierają zamówienia na grube miliony, chociaż w ogóle nie mają specjalistów. Jakieś grube zakupy bezużytecznych rozwiązań, jak 70 przenośnych pętli indukcyjnych, leżących spokojnie w szafie, aż ktoś się po nie zgłosi. Grupowe szkolenia, w których udział bierze 1 osoba. I co? I nic! Wszystko jest w porządku, bo w papierach się zgadza.
Pojawia się nowa ustawa, która ma nałożyć obowiązki na część przedsiębiorców i to w ograniczonym zakresie. I natychmiast pojawia się organizacja, która będzie ich bronić, żeby przypadkiem bank nie musiał zrobić jakiegoś łącza dostępnego, bo przepisy obejmują usługi konsumenckie, a nie korporacyjne. I ta organizacja pojawia się na posiedzeniu Rady Dostępności jako wspierająca dostępność. Nikogo to nie dziwi...
Certyfikacja dostępności to kolejny ciekawy obszar do analizowania. To miał być taki instrument, który miał promować przedsiębiorców dbających o dostępność. Nic się w tym nie działo, bo takich certyfikatów nie było komu dawać. To był wspólny wniosek na spotkaniu podmiotów certyfikujących. No bo uczciwie tych certyfikatów nie da się wydać. A jednak nagle się pojawiły i to w dość krótkim czasie. A to za dodatkowe punkty w konkursach. grantowych. Tu zostawiam link do tych podmiotów, które otrzymały certyfikaty, a Tobie zostawiam zabawę w sprawdzenie, na czym polega dostępność certyfikowana. Jeżeli znasz się na cyfrówce - obejrzyj ich strony. Jeżeli na architektonicznej - poczytaj o sposobach realizacji tej dostępności i obejrzyj siedziby na zdjęciach na Google Street Maps.
Próbowałem informować, alarmować, ostrzegać. Bez skutku, co mnie mocno frustrowało. No ale może ludzie nie mają czasu lub przegapili wiadomości ode mnie. Po poniedziałkowej rozmowie mam jednak wrażenie, że powód jest inny. Po prostu wszystkim jest w tym układzie dobrze. Zamówienia płyną, ludziom się żyje dostatniej, można mieć wakacje w tych ładniejszych miejscach. Dlaczego to psuć?.. Mój rozmówca z wtorku powiedział nawet, że trzeba przejść przez ten ocean złodziejstwa, marnotrawstwa i głupoty, żeby za 30 lat było już dobrze. Nie zgadzam się z tym, ale z drugiej strony wiem, że nie mam na to wpływu. Mogę tylko napisać w Dostępniku, że nie podoba mi się taki świat.
Może i jestem frajerem, ale nie naiwniakiem. Wiem, że ludzie chcą zarabiać, a czasem wręcz muszą. Mają duże wydatki, na przykład kredyt na mieszkanie, dzieci na wychowaniu, kosztowne hobby. Ja to rozumiem i nie to mnie boli. Boli mnie to, że mam silne poczucie, że nikomu już nie zależy. Nawet ci, do których zwracałem się z alarmami nie zrobili nic. I aż się boję myśleć, dlaczego...
Na szczęście nie mam tak wypaczonego obrazu świata, że są tylko ci źli lub bierni. Dla mnie namiotem tlenowym było to, co się wydarzyło przy okazji AutomaticA11y. To płynące zewsząd wsparcie i pomoc w organizacji. O ile zatem tracę wiarę w system, to wciąż nie tracę w ludzi. No i mam ten komfort, że nie ze wszystkimi muszę się zadawać. I tym bardziej uznaję za rozsądne, że nawet nie próbowałem sięgać do tego wora z pieniędzmi na dostępność podczas AutomaticA11y.
Na tym tle jeszcze bardziej doceniam tych robiących nadal swoje porządnie i z zaangażowaniem. Nie mam żadnego problemu z tym, że zarabiają robiąc dobrze swoje. To nawet dobrze. Nie chcę zarażać innych moim frajerstwem i robienia czegoś tylko pro publico bono. Ale za to jak już ktoś tak robi, to mocno przytulam do serca w kształcie litery D.
Jeżeli to czytasz i masz poczucie, że lawiruję i nie wskazuję wprost ludzi i organizacji, to masz rację. Ewa bardzo mnie uczula, że ocena ludzi nie należy do mnie. Dlatego pokazuję zjawiska, a nie konkretne osoby. Jeżeli intryguje Cię, o kogo chodzi, to znaczy że pewnie masz czyste sumienie. A jeżeli czujesz jakieś kłucie w okolicy przepony, to jest ten moment, żeby rozważyć, co jest w życiu ważne. Czy te szkolenia były porządnie przeprowadzone, czy może tak po łebkach. Czy dostatecznie przekonywałem zamawiającego, że lepiej założyć pętlę stacjonarną, czy może lepiej dało się zarobić zostawiając bezużyteczne pudełko na ladzie w recepcji. Ja tego nie rozstrzygnę, bo to trzeba zrobić samemu w swoim sumieniu. Oczywiście o ile się je ma.
Mam jeszcze jedną obawę w tej sprawie. Być może ja też jestem w takie rzeczy uplątany. Przecież żaba też nie wie, że już się gotuje. Dlatego napisałem ten Dostępnik, żeby dać innym szansę na ocenę mnie. Już napisałem, że lubię być świadomym czegoś, na przykład tego że jestem hipokrytą.
W tym miejscu kończę marudzenie. Obiecuję, że to jest taki numer specjalny i kolejny raz się nie powtórzy. Nie będę też go udostępniał w mediach społecznościowych. No i przepraszam, że wysłałem to do Ciebie. Jeżeli anulujesz subskrypcję, to będzie mi przykro, ale nie będę miał żalu.
Wieści o dostępności
Na początek o AutomaticA11y. Po analizie ankiet zdecydowałem, że w przyszłym roku postaram się zorganizować kolejną edycję. Będę o tym informował w Dostępniku i pewnie też w mediach społecznościowych. Jeżeli zatem chcesz coś zaprezentować, pomóc w organizacji lub po prostu uczestniczyć - możesz napisać na adres kontakt@automatically.pl. Postaram się wszystko poogarniać.
Po konferencji zostały wspomnienia i nagrania wystąpień. Dzięki Januszowi Olszyńskiemu i Ani Czapnik z Fundacji Kinematograf są już wszystkie opublikowane. To była ogromna praca i szybkie tempo, bo tam nie chodziło tylko o pocięcie i tyle. Filmy są zmontowane i wyposażone w napisy. Zwróć przy okazji uwagę na film z prezentacji Ariela i Oli, bo tam napisy są pokolorowane. Nie macie tego na YouTube i Facebooku! Tu lista odtwarzania AutomaticA11y 2024 z 8 filmami.
Ponieważ miałem pozytywny odzew w sprawie webinaru o normie EN 301549, to będzie w 2 połowie lipca. Już się przygotowuję do tego i rzeźbię prezentację. Tutaj link do formularza rejestracyjnego.
Niezawodny Stefan Wajda podał informacje, które przekazuję dalej. Udało się wreszcie zatwierdzić oficjalną polską wersję generatora raportów z audytu dostępności cyfrowej. Używam go od dawna w wersji mniej oficjalnej na stronie Stefana i nawet pokazywałem podczas webinaru 2 lata temu. Ma tę zaletę, że linkuje do zasobów po polsku. Stefan z pomocą Wojtka Kutyły doprowadzili do tego, że to narzędzie jest dostępne po polsku na oficjalnej stronie. Oprócz wersji angielskiej i polskiej są tylko 2 inne: holenderska i francuska. Chapeau bas!
Jeżeli jeszcze nie subskrybujesz newslettera firmy Accens, to zacznij. Z numeru nadesłanego dzisiaj, czyli w trakcie pisania tego Dostępnika, wyciągnąłem do poczytania 7 linków. Na szczęście wypuszczają go raz na kwartał, bo nie nadążałbym z czytaniem. W tym konkretnym numerze możesz sprawdzić, w jakim towarzystwie jest Polska pod względem dostępności stron internetowych.
Powolutku mogę już coraz więcej pisać o naszym projekcie realizowanym z Ministerstwem Cyfryzacji. Wciąż jest na rozruchu, więc nie podam konkretnych informacji. Napiszę jednak, że celem tego projektu jest przygotowanie dość dużej grupy osób do przejścia egzaminu (tzw. walidacji) i otrzymania certyfikatu. Na razie będą to certyfikaty przeznaczone dla audytorów stron internetowych, projektantów i programistów stron internetowych, organizatorów badań z testerami, twórców aplikacji mobilnych i audytorów dostępności dokumentów elektronicznych. Uzyskanie takiego certyfikatu to będzie wyzwanie, a jednocześnie mocne potwierdzenie swoich kwalifikacji. My, to znaczy firma szkoleniowa Certes, przeszkolimy, a Ministerstwo Cyfryzacji sfinansuje przeprowadzenie walidacji. Jeżeli zatem chcesz dowiedzieć się więcej o projekcie, to napisz do Anety Głowackiej: aneta.glowacka@certes.pl. A ja mam nadzieję, że szczegółowo opiszę wszystko w jednym z kolejnych Dostępników.
Na 17 lipca zaplanowałem bezpłatny webinar na temat normy EN 301549. To jest ta norma dotycząca dostępności cyfrowej, o której mało kto wie. To będzie tylko wprowadzenie, bo dokument jest obszerny i szczegółowy. Ale jak będzie zainteresowanie, to będziemy myśleć dalej. Tutaj możesz się zarejestrować na webinar. Dziękuję Uli Prasał za wsparcie.
I to by było na tyle. Współczuję muzułmanom, którzy wybrali się na pielgrzymkę do Mekki. Z upału umierają też turyści w Grecji. Wybuchają kolejne pożary, a przecież sezon jeszcze się na dobre nie zaczął. Jako ludzkość musimy się opamiętać. Historia zapamięta zbuntowaną ministrę Austrii, która poświęciła swoją karierę polityczną dla ekologii. A pozostałe i pozostałych… Być może też zapamięta, ale już nie tak dobrze. A na razie cieszmy się latem, słońcem i zbliżającymi się urlopami. Dobrego weekendu.
Jacku, doskonale rozumiem to, o czym piszesz. Wciąż powtarzam, że wystawianie się na ściankach i prezentowanie na konferencjach z hasłem dostępność nie wystarczy. Tracimy zaufanie odbiorców dostępności. Tracimy motywację, bo jesteśmy już zmęczeni działaniami incydentalnymi i punktowymi ( np. w ramach grantoz). Zmęczeni jesteśmy również oddawaniem know how za 0 zł. Potrzeba nam sprawnie działającego systemu, który widzi i tych, którzy pracują w dostępności nad rozsądną i konkretną zmianą i tych, którzy korzystają z dostępności. I ja wciąż wierzę, że ludzi, którym zależy jest więcej:) tylko jesteśmy za cicho!
Dlatego dziękuję za ten Dostępnik i za Twoją wrażliwość.
Wiele lat temu, gdy trwały prace nad programem Dostępność Plus oraz ustawą, mówiliśmy ważnym personom, że zaraz pojawi się grupa hochsztaplerów, która zwęszy biznes. W tzw. gremiach zdawano sobie z tego sprawę, ale rozsądnych rozwiązań nie zaprezentowano. Nie chcę mówić: a nie mówiłem, ale niestety aż się prosi. Przez to faktycznie teraz można tylko patrzeć biernie, jak kasa jest przepalana na jakieś wydmuszki.
Łączę się we frustracji,
Tomek P.